czwartek, 6 grudnia 2012

Prezent

Nadszedł dzień Mikołajków i wszyscy wręczyli sobie prezenty.

Ot: Jak już wszyscy są zadowoleni to ja mam dla was ogólny prezent.
Aka: Jaki?
Ot: Zabieram was na Hawaje.
Aka: Hawaje?
Ot: Tak.
Aka: <cieszą się jak małe dzieci i poszli się pakować>
H: <do Otohi> Podoba ci się mój prezent?
Ot: Dramat „Romeo i Julia”… Zawsze o tym marzyłam…
H: Super!
Ot: To był sarkazm…
H: <smutny>
Ot: Ogarnij się i idź się pakuj.
H: Tak jest! <poszedł>

Godzinę później.

Ot: No to idziemy.
P: Gdzie?
Ot: Na lotnisko. Chyba, że wolisz iść tam na piechotę.
P: Za daleko.
Ot: Też tak uważam.

W samolocie.

D: Tobi! Siedź na dupie i się nie wierć!
T: Ale Tobi być podekscytowany!
S: On w ogóle zna takie słowo?
D: Jak widać tak.
T: <dalej się wierci>
D: Czemu musiał usiąść obok nas…
S: Nie wiem, ale jak mnie wkurzy to go wsadzimy do luku bagażowego.
D: Dobra.
Ot: Ej! Nie straszcie go tam!
D: Ok, ok.
Ot: A i jedna sprawa.
D: Co?
Ot: Tobi ma chorobą lokomocyjną.
D,S: CO?!
Ot: Miłego lotu <uśmiech>
D,S: <patrzą na Tobiego>
T: <zadowolony>
H: Cieszę się, że siedzę obok ciebie.
Ot: No ja też, ale seksu w toalecie nie będzie.
H: Czemu?
Ot: …
H: Dobra, dobra. Rozumiem.
I: Hidan tkniesz ją a nie żyjesz.
H: Zazdrośnik.
I: Nie, ale uważam, że jak ona  nie chce to jej nie zmuszaj.
P: Mogę się dowiedzieć, czemu obok mnie siedzi koza?!
Ot: To twoja koleżanka. Nazywa się Molly.
P: Skąd ona się tu wzięła?!
Ot: To jedzenie dla Zetsu.
P: Nie może jej zjeść od razu?!
Z: Nie, nie mogę =_=
Ot: Poza tym ta koza cie lubi.
P: Co…?
Ot: Poczuła twój zapach AXE.
P: …
Molly: <uśmiech>
P: Pięknie.
   
Kiedy dolecieli na miejsce.

Ot: Deidara, Sosori jak tam lot?
D: Okropnie…
S: Tobi przez połowę drogi rzygał żelkami…
Ot: Skąd wiesz? Patrzałeś w jego rzygi?
D: Fuj… <zwymiotował gdzieś w krzaki>
S: Nie, po prostu jadł je przez całą drogę na lotnisko…
Ot: Aaa.
T: <idzie zadowolony>
Ot: Pain gdzie masz Molly?
P: Zetsu ją zjadł.
Ot: Tak szybko?
Z: Tak ^^
Ot: Czekajcie, policzę was. <liczy> A gdzie Itachi?
Ka: Kręci ze stewardesami.
H: Zdradza cie Otohi.
Ot: …Itachi! Bo cie tu zostawimy!
I: <przybiegł> Już, już.
Ki: Dałeś im nasz adres?
I: Tak.
Ot: A po co?
Ki: Żeby w razie czego się zabawić.
Ot: Żadnych dziwek w organizacji. Jak chcecie się ruchać to wypad do dziwkarni.
Ki: Ale tak jest prościej.
Ot: <morderczy wzrok>
Ki: Ok, ok…
Ot: A teraz do autokaru i do hotelu.
H: Daleko to?
Ot: Nie.

W hotelu.

Ki: Wielki ten hotel.
Ka: I my mieliśmy na to kasę?
P: Jasne, że tak. Przecież Otohi płaciła.
Ot: Oczywiście.
Ka: Skąd miałaś aż tyle pieniędzy?
Ot: Z twojego baku.
Ka: A… Chwila! CO TAKIEGO?!
Ot: To co słyszałeś.
Ka: Zabiję cię!
Ot: To były pieniądze organizacji. Jako Lider mogłam z nimi zrobić co mi się podoba.
Ka: Ale nie wydawać wszystkiego!
Ot: Nie wydałam wszystko. Aż tyle tego nie potrzebowałam.
Ka: Nie?
Ot: Nie. Ja wydaje mądrze, a nie jak Pain. Nie wydaję tego wszystkiego na dziwki.
P: …To było dawno.
Ot: Tak, za twoich czasów panowania.
Ka: To już wole twoje metody wydawania pieniędzy…
Ot: Dziękuje.
P: Hej! Ale u mnie były jeszcze przyjemności!
Ot: A to, to nie jest?
P: Ten prezent?
Ot: Nooo.
P: No jest…
Ot: Więc w czym problem?
P: W niczym?
Ot: Prawidłowa odpowiedź. Wygrałeś noszenie mojej walizki.
P: Co?
Ot: To co słyszałeś. Ciesz się, że mam ją na kółkach.
P: <wziął i ciągnie>
Ot: Pokoje są już podzielone. Nie ma zamieniania się i nie rozwalić tego hotelu.
Aka: Tak jest!
Ot: Więc tak. Deidara, Sasori i Tobi jeden pokój.
S: Z nim pokój?
D: Żartujesz?
Ot: Nie <uśmiech>
D,S: …
T: <zaciesza>
Ot: Kolejny pokój to Kakuzu, Kisame i Zetsu. <podała im klucz>
Ka: <zabrał>
Ot: Następny to Itachi i Pain <dała klucz> A ostatni to ja i Hidan.
H: Mamy razem pokój…?
Ot: Tak.
H: <zadowolony>
Ot: Tylko jak będziesz odprawiał rytuały to cie wyrzucę.
H: Będę grzeczny.
Ot: Mam nadzieję.
P: Otohi ryzykujesz?
Ot: Wierze, że Hidan jest dobry.
P: Powodzenia.
Ot: Dzięki, a teraz idźcie się rozpakować i za godzinę widzimy się tutaj.
T: A gdzie my iść?
Ot: Na plażę.
T: Jej! Tobi będzie mógł pokazać jak umieć pływać!
Ot: Zgadza się.

Godzinę później.

Ot: Wszyscy są?
Aka: Tak.
Ot: Gotowi?
Aka: Tak.
Ot: To idziemy <ruszyła przodem a reszta za nią>
D: Daleko to?
Ot: Nie. To już tam <pokazała>
S: Blisko.
Ka: I dobrze.
Ki: Woda! <podnieta>
Ot: <weszli na plaże> Tu się rozkładamy i rób ta co chce ta>
Aka: <pobiegli do wody>
Ot: Ty nie biegniesz? <do Tobiego>
T: Nie <położył się na brzuchu na piasku i macha rękami i nogami>
Ot: Tobi co ty robisz?
T: Tobi pływać!
Ot: Ok… Załóż maskę do nurkowania, bo się utopić.
T: Racja! <założył i pływa dalej>
Ot: <poszła do wody>
Aka: <cieszą się w wodzie jak małe dzieci>
Ot: Panowie. Kultury trochę.
Aka: Tak jest! <zachowują się jak duże dzieci>
Ot: …

Wieczór.

Ot: A teraz wszyscy do hotelu na kolację!
P: A co będziemy jeść?
Ot: Kisame z grilla.
Ki: Co? <przerażony>
Ot: Żartuję. Nie wiem, ale na pewno coś dobrego.
Aka: <pobiegli jak zgłodniały lud afrykański do hotelu na kolacje>
Ot: Dzikusy… Jeszcze im dzidy dorobić i spódniczkę z trawy.
H: Zgadzam się.
Ot: Ty nie pobiegłeś? Wow.
H: Chciałem iść z tobą.
Ot: Poeta chce być normalny?
H: Nie jestem poetą, chce tylko iść z tobą.
Ot: Już mówiłam coś o romantykach.
H: Owszem, ale ja jestem inny romantyk.
Ot: Tak, ty jesteś masochistyczny romantyk.
H: Jeśli tak to ujmujesz.
Ot: Ja to wiem. A właśnie… W wodzie nie zwabiłeś rekinów?
H: Nie, bo jak Pain wszedł do wody to wszystkie uciekły.
Ot: <zaśmiała się>
H: Ale nie wiem dlaczego…
Ot: Pewnie wyczuły jego małego penisa i się przeraziły.
H: <zaśmiał się> No ja też bym uciekał.
Ot: Jak jesteś w miarę normalny to jesteś fajny.
H: Dziękuję <miły uśmiech>
Ot: A byłoby jeszcze piękniej, gdybyś miał spodenki na sobie.
H: Co? <spojrzał na swój nagi dół> WTF?! Gdzie moje spodenki!
Ot: Widać Kakuzu w wodzie ci zrobił kawał.
H: Zabiję go!
Ot: Nie ma potrzeby. Zabrałam mu je <podała mu>
H: O, dzięki <założył>
Ot: Serio nie czułeś, że ich nie masz na sobie?
H: Nie…
Ot: Nie było ci zimno w członka?
H: Jakiś przeciąg był, ale tragedii nie było.
Ot: <zaczęła się śmiać>
H: <też się zaczął śmiać>

No i co to się dzieje… Haha xD Ciąg dalszy nastąpi :3

niedziela, 2 grudnia 2012

Poezja

Ot: Lancelot z Jeziora!
Ki: Czego?!
Ot: Wyłaź z tej łazienki!
Ki: Daj mi się w spokoju umyć!
Ot: Siedzisz już tam trzecią godzinę! Mówię ci po raz setny, że rurami nie dopłyniesz do oceanu!
Ki: <otworzył i wyszedł fochnięty>
Ot: No w końcu <weszła do łazienki>
P: <wepchał się>
Ot: Ej! Wypad!
P: Sikać mi się chcę!
Ot: No to dalej.
P: <zamknął drzwi>
Ot: Po coś zamykał?
P: Żeby mnie nie podglądali.
Ot: Rozumiem. Wstydzisz się swojego małego penisa.
P: …
Ot: Sikaj i wypad stąd.
P: Dobra, dobra <sika>
Ot: <spuściła mu klapę na jego członka>
P: AŁA!
Ot: Oj… Wybacz to niechcący.
P: Jak to niechcący?! To było specjalnie!
Ot: Nie wydziwiaj. Idź do kuchni i przyłóż sobie lody.
P: A może ty złagodzisz mi ból?
Ot: Hahahahahahahaha! Nie.
P: Czemu?
Ot: Bo mam taki kaprys, a teraz idź póki jestem miła.
P: <wyszedł>
Ot: No w końcu chwila prywatności <patrzy do wanny i krzyk> Tobi! Co ty tu robisz?!
T: <leży w wannie z fajką i goglami i macha>
Ot: <wyciągnęła go> Kiedyś tu wlazł?!
T: Tobi uczyć się pływać!
Ot: W wannie?
T: Muszla klozetowa być za mała…
Ot: Ok… Czemu nie idziesz do naszego basenu?
T: To my mieć basen?
Ot: Jasne, że tak.
T: <pobiegł>
H: <stoi przy drzwiach> Wysłałaś go na basen?
Ot: Masz z tym jakiś problem?
H: Jest prawie zima. Nie mamy tam wody…
Ot: Tobiemu nie zrobi to żadnej różnicy. <zamyka drzwi>
H: <złapał je> Czekaj.
Ot: Kurna, co? Dajcie mi się w końcu umyć!
H: Dasz całusa?
Ot: Całusa?
H: Tak.
Ot: A gdzie?
H: W usta.
Ot: Wole w policzek.
H: Niech będzie.
Ot: Tak, żebyś poczuł?
H: Jasne.
Ot: Ok. <przywaliła mu z prawego sierpowego>
H: Kurwa!
Ot: <uśmiech i zamknęła się w łazience>

Godzinę później.

Ot: <wychodzi>
H: <siedzi pod drzwiami>
Ot: Jeszcze jednego całusa?
H: Nie… Już mi starczy.
Ot: Nowość. Masochista mówi dość.
H: Serce mi się kraje, kiedy ma luba mnie bije. A ja tak cierpię i cierpię, aż łza z oka płynie.
Ot: Kurwa, Mickiewicz się znalazł…
H: Kto?
Ot: Nikt taki…
H: <złapał ją za rękę> Moja miłości od pierwszego wejrzenia, zostań przy mnie ma ukochana. Chcę mieć cię za żonę za mój kwiatuszek i dzieci pełno jak w ulu pszczółek.
Ot: O_o
Ka: Ej, Romeo! Pain zaraz cie zabije.
H: Za co?
Ka: Za to, że mu perfumy podpieprzyłeś.
H: Ja tylko pożyczyłem jeden.
Ka: Noo, ten najdroższy.
H: Otohi się podoba zapach.
Ot: Ja tam nic nie czuję…
Ka: Ja aż za bardzo… Hidan myłeś się w tym?
H: Nie jestem tobą.
Ka: >_<
Ot: Hidan czemu ty taką prozą odpierdalasz?
H: Książki czytałem.
Ka: Umiesz czytać?
H: Umiem =_=
Ka: Wow.
Ot: Jakie książki?
H: Znalazłem je w piwnicy jak ją sprzątałem.
Ot: A no tak, kazałam ci ją wysprzątać.
H: I dzięki temu mogłem się dokształcić.
Ot: Aha…
H: Nie podoba ci się to co mówię?
Ot: Podoba, podoba…
H: <zadowolony>
P: <wyszedł> Hidan! Czemu ruszyłeś moje perfumy?!
H: Taki miałem kaprys. Masz ich pełno.
P: Ale ci nie pozwoliłem!
H: Nie pałaj do mnie taką nienawiścią, bo ja z biednego rodu jestem. Chciałem by ładną wonią ode mnie pachniało i mą lube tym oczarowało.
P: ...Otohi, na drugi raz nie bij go tak mocno.
Ot: Ale ja nic nie zrobiłam. Zaczął czytać poezję.
P: Poezję? Skąd u niego takie książki?
Ot: Podobno w piwnicy znalazł.
P: Czekaj, czekaj… <myśli> A! Już wiem! To stare książki Konan. Zaniosła je do piwnicy, bo już jej nie były potrzebne.
Ot: Jak widzisz znalazły nowego właściciela. <pokazała na Hidana>
H: Czytanie tego nie jest zabronione >_<
P: No nie, ale nie chce, jak i pewnie inni, żebyś nocami odprawiał jakieś serenady pod oknem Otohi.
Ot: Pain nie strasz…
P: W „Romeo i Julii” tak było.
H: Ta sztuka jest taka piękna i smutna… W końcu to dramat…
P: Nie gadajcie, że on to przeczytał.
Ot: Jak widać przeczytał…
H: Zakończenie tego jest takie niesprawiedliwe.
Ot: Romantyk się znalazł…
H: <otarł łzy>
P: Jesteś pewna, że on się przypadkiem gdzieś nie uderzył? <szept do Otohi>
Ot: Ja go walnęłam jakaś godzinę temu, ale wątpię żeby od tego mu tak odbiło.
H: Nie odbiło mi! <pokazuje książkę Szekspira> Ja to przeczytałem!
Ot: Widzisz Pain? Masz dowód.
P: Właśnie widzę…
H: Ach, jakże cierpię.
Ot: To cierp dalej. Nie wiesz jacy są bohaterowie romantyczni? Wiecznie cierpią.
H: To niesprawiedliwe.
Ot: Ale prawdziwe.
Z: <przyszedł> Ej O_o
P: O co chodzi?
Z: Tobi nauczył się pływać w pustym basenie.
Ot: Wtf?
Z: No pływa sobie żabką po dnie.
Ot: To je Tobi, tego nie ogarniesz…
Z: Zgodzę się. <pobiegł>
H: Otohi ma kochana, piękna i zadbana. Zostań przy mnie wieki, a ja dam ci chmarę dzieci. Zamieszkamy gdzieś na łące z dala od Akatsuki, za lasem i będziemy żyć szczęśliwie razem.
D,S: <przechodzą>
D: Wtf? Hidan co to było?
S: W ogóle co tu się dzieje?
P: <streścił im>
Ot: <patrzy na Hidana>  Hidanie kochany, lecz głupi jak dwa barany. Miłe są twe słowa, ale ja ich nie kminię. Me serce może należy do innego, bo ja wiem, może do Itachiego?
H: Itachi, Itachi ciągle to słyszę… Ale czy ta miłość jest szczera i dobrze robicie? Jego nawet tu nie ma, olewa cie całkowicie. Więc co powiesz na to?
Ot: A ja powiem na to, że Itaś jest w sklepie…
I: <właśnie wrócił z zakupami> Jestem już!
Ka: Cicho! Przeszkadzasz.
I: W czym?
Ka: <streścił mu>
H: <spojrzał na Itachiego, a potem na Otohi>  Ja będę o ciebie walczył ma miłości życia. Nie oddam cię innemu za cenę mego życia!
Ot: Jeszcze jest Pain, rudy jak marchewka, ale także miły i warty mego serca.
P: <zadowolony>
H: Jego także zgładzę i nie dopuszczę do ciebie. Uciekniemy razem jak dwaj kochankowie i weźmiemy ślub cichy ku przyjemności twojej.
D: Sorki, że przeszkadzam, ale czy ktoś to zapisuje?
S: Ja nakręcam.
D: Świetnie. Trzeba to potem do czegoś wykorzystać.
S: Wrzuci się na YouTube.
D: Ale będzie oglądalność.
S: Dokładnie.
D: A jaki damy tytuł?
S: Romeo i Julia w Akatsuki?
D: Dobra.
Ot: Ekhem… Ja wszystko słyszę.
D,S: <głupi uśmiech>
Ot: <spojrzała na Hidana> Dobra Hidan, wstań. Koniec tego cyrku i puść moją rękę.
H: Nie mówisz już tymi pięknymi wierszowanymi słowami?
Ot: Nie, a teraz wstawaj.
H: <wstał smutny>
Ot: A teraz jazda do pokoi i szykować prezenty na Mikołajki. To już niedługo.
H: Wiem co ci podaruję! <pobiegł do pokoju>
I: Niezła sztuka.
Ot: Z zakupami do kuchni.
I: Ok, ok. <poszedł>
Ot: A ty Pain zaceruj sobie spodnie.
P: Co? Znowu?
Ot: Nie moja wina, że jak ci staje to ci materiał w kroku puszcza.
P: Kurde… <poszedł do pokoju>
Ot: A wy mi oddać tą kamerę.
D,S: <zwiali>
Ot: …bez komentarza <poszła do pokoju>

Przepraszam, że nie notki nie było tak długo, ale nie miałam czasu jej napisać X_x Ale zapowiem, że kolejna pojawi się w Mikołajki, więc zapraszam do czytania :3